Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2016
Sploty przypadkowych zdarzeń w największej mierze stanowią o tym, co potencjalnie ma się zadziać w niedalekim odstępie czasu i od kiedy pięć godzin snu jest dla mnie luksusem, przestałam zastanawiać się nad znaczeniem absolutnie każdej części we mnie, bo zwyczajnie brak mi na to czasu, co wciąż wydaje mi się cholernie odrealnione i aż trudno jest mi uwierzyć, że nie taki ze mnie kiepski organizator chwil, jak myślałam. Dysonans czasu nie będzie mi uwierał, dopóki będę mogła liczyć na rękę na moim udzie- czułe obchodzenie się ze mną Jeszcze pół roku temu przedstawiłabym ten wyimaginowany obraz swojej koślawej przyszłości, a teraz straciło to na znaczeniu, bo jestem w miejscu, w którym jest mi dobrze i głównie mowa o ludziach, którzy są mi tlenem i już nie wiem, czy postępuję w dobry sposób, ale po raz pierwszy staram się o siebie z mało bolesnym skutkiem, co sprowadza mnie na ziemię bez większych nawet zadrapań i cholera- taki świat mi chyba na rękę, bylebym nie została w nim sama.
trochę tak, jakbym zagubiła gdzieś swoje motywacje, które pełniły funkcję oparcia w średnio przyjemnych chwilach, ale znienawidzenie tego, co kochało się przez większość swojego życia, jest jak wymierzenie sobie policzka i tutaj nic już mnie nie uratuje, bo właśnie tyle mam w sobie, wszystko wypłowiało, straciło barwę, a czasem i sens; boli mnie to, czego nie przeżyłam i mam do siebie żal o każdy podjęty kiedyś krok, bo przecież wszystko można było zorganizować inaczej i przeorganizować te krzywdy świata, z którymi tak bardzo mi nie do twarzy
są takie dni, kiedy z trudnością nadchodzi każda kolejna minuta, a potrzeba napisania czegokolwiek jest silniejsza niż powitalne przytulenia, tylko co wtedy, kiedy wszystko, co potencjalnie chcesz wyczarować, okazuje się ostre jak brzytwa i to wcale nie ta, której chwyta się tonący?
Metodą prób i błędów próbuję błędów nie popełniać, chociaż  mnóstwo rzeczy mnie przeraża, czasem poboli i potrapi, a coraz częściej upokarza w głowie, w której ciągła walka pomiędzy "chcę do mamy" a "chcę mamę tutaj" i już nie wiem, co jest moim własnym odczuwaniem, a co odczuwaniem nabytym, ale przecież jesteśmy tu i teraz, i to chyba (tylko/aż (niepotrzebne skreślić)) tyle
moja czułość zwiększyła się dziś o dwieście procent, a nie wyrobiła chociażby marnej jednej czwartej normy, nawet jeśli w bilans wliczę każdą minutę spędzoną w całkowitym szczęściu, które utożsamiam z obecnością ludzi będących dla mnie wszystkim Nigdy więcej nie błądzić, chyba że gubić się w Twoich oczach przepełnionych dobrem
widzisz, tu nie chodzi o to, czy coś jest dobre, czy złe, tylko czy ci się to podoba, czy też niekoniecznie i nie ma w tym absolutnie niczego zadziwiającego , że musisz decydować sam o sobie, bo na tym to wszystko polega [Cokolwiek, by oszukać czas)
chciałabym tylko dodać, że mimo ciągłych zwątpień i malkontenctwa sięgającego zenitu średnio osiem razy w ciągu dnia, jestem na farcie i nie wiem, co bardziej mnie zadziwia- to, że jestem, czy to, że z fartem, bo wszystko stało się czytelniejsze, a jedyne części ciała, które mam poranione, to nogi i pewnie tylko dlatego, że dawno nikt nie miał ich na swoich, przez co zostałam okrutnie pozbawiona środka znieczulającego w postaci stałej i najmilszej w dotyku
Moje głębokie rozmyślania od paru godzin kończą się wyłącznie na perspektywie pojawienia się ich w jakimś najmniej dogodnym momencie, kiedy moje myśli wypłowieją, a cały żal do trwającego tygodnia zamieni się we wdzięczność, której nie sposób odnaleźć, przez co nadałam sobie mistrzowski tytuł kiepskiego człowieka tygodnia, który nawet sobie samemu nie jest w stanie dogodzić, szepnąć czułe słówko, a co dopiero zbawić świat, który cholernie uwiera i jest krzywdzący, tylko chyba nigdy nie będę umiała pojąć tego, dlaczego los jest najbardziej parszywy dla tych zupełnie bezbronnych, boli mnie to coraz mocniej- im częściej zdaję sobie sprawę z tego, że nic nie mogę na to poradzić- o świecie, jak ja mało w tym wszystkim znaczę
Jeszcze niedawno powiedziałabym, że nigdzie nie znajdę sobie miejsca i będę się włóczyć od smutku do niedopowiedzenia, jednak teraz wszystkie drogi prowadzą do Ciebie, a jedyne rozstania to te przepełnione czułością i narastającą świadomością braku przez następne godziny. Nie masz co liczyć na żadne wyznanie wprost, bo i bez tego wiesz wszystko, czym bezgranicznie rozczulasz mnie do łez
Najmniejsza rzecz jest w stanie mnie ruszyć, wzruszyć, poruszyć i naruszyć moją intymność do granic możliwości, a ja tylko nadstawiam kark i czekam na wszystkie bodźce, które mogłyby sprawić, że odczuwałabym mocniej, dłużej i trwalej, bo przecież nie ma nic bardziej inspirującego niż życie- po prostu, tylko, jedynie i wyłącznie
śnią mi się momenty tak spragnione ich zmaterializowania, że jedyne, co mam dziś przez oczyma, to Twoja skóra pod moimi palcami, kiedy zasypiasz i jeśli tak ma wyglądać życie po śmierci, to poproszę o sanatoryjne niebo w celu wyleczenia się z przedawkowania rzeczywistości, której strasznie bez Ciebie niemiło ść
we mnie tylko wojna i później nadchodzi moment, kiedy pozostaje gorzki posmak w ustach i ciężar własnego ciała na duszy, której marzeniem staje się niezwłoczna zmiana właściciela, bo ten jest kompletnie niepoważny i za nic ma wszelkie zasady moralności czy inne na "m" są takie dni, kiedy absolutnie nic ze sobą nie styka, teraz przyszła kolej na nas
jak mantrę powtarzam, że nie mogę strzelić sobie w tył głowy, bo celność musi wynosić co do jednego, a tymczasem jednego, czego nie mam, to godność, która ucieka ode mnie szybko i zupełnie tak, jakbym to jej miała wymierzyć bolesny policzek
niewygodnie mi we śnie, nie potrafię złożyć równo swetra, a myśli sprawiają, że mam ochotę zwrócić wszystko, co mogłoby sprawić, że wróciłabym do siebie, bo jakby wieje we mnie chłodem i już przestaję mieć pewność, co mogłoby mnie ogrzać
kiedyś powiedziałabym, że musi istnieć jakiś głębszy sens w tych wszystkich gestach przepełnionych czułością, ale byłaby to wyłącznie naiwność niepoparta nawet w najbardziej pretensjonalny sposób; teraz już wiem, że człowiek to nie tylko zbiór wszelkich lęków świata, pech, który ziszcza się po przebiegnięciu drogi przez czarnego kota, czy nieustanna walka z myślami, od której mamy poranione dusze- człowiek to ubogi synonim bliskości, który po pewnym czasie przestaje mieć znaczenie, bo jak można zamknąć w słowach wszystko to, czego tak żałośnie się pragnie i ma się to na wyciągnięcie spojrzenia?
Syndrom nieskazitelnego dziecka zatraca się gdzieś w codzienności, której szarość nie pozwala znaleźć wspólnych słów z ludźmi, którzy nie pamiętają o sobie przez długie miesiące i tak naprawdę trudno jest im się ustosunkować do terminu "kiedy ostatnio zrobiłem coś wyłącznie dla siebie"; wzruszają mnie do łez przejechane kilometry, niedopite kawy, zaspane poniedziałki i nieprzespane noce, bo coś nie tak we mnie, rzadziej ze mną. Nie wiem, jak będzie wyglądał świat za dziesięć lat, ale jeśli kiedykolwiek przyjdzie mi się o coś modlić, to ze szczerą intencją o niebo dla tych, którzy bezwarunkowo dbają i nie stawiają żadnych warunków, poza wymogiem obecności i jakiejś atencji ze strony obłąkanych oczu. W kategorii najlepszego orzeźwiacza bezapelacyjnie wygrywa strzelenie sobie w buzię, patrząc w lustro z uśmiechem na ustach, bo często gęsto trudno jest wrócić do siebie, kiedy nie ma się na co narzekać, a ciągle powtarzasz to jak mantrę, z takim uczuciem, jakbyś błagał, żeby wróc
byle do całusa w czoło i ciepła, którym będę mogła się ogrzać, bo pozbawiono mnie go w momencie, w którym jedyne, o czym myślałam, to zaśmianie się w twarz ludziom pozornie dobrodusznym i nikomu nieprzeszkadzającym, ale wybrałam opcję numer dwa i tym samym okropnie się dziś skrzywdziłam
taki nastał porządek dnia dzisiejszego, że herbata tuż po krótkotrwałym śnie, który ogrzał mnie w tak wielkiej rozpiętości, że trudno będzie mi teraz zmierzyć się ze snem nieprzyjemnym, jednostajnym i wywołującym emocje wyłącznie z zakładki średnie ; a jedyne spacery, jakie odbywam, to te po ścianie
niełatwo jest poznać intencje człowieka, szczególnie kiedy jawią się jako nieskazitelne i czyściutkie jak łza, zapewniając nas o tym, że jesteśmy bezpieczni, choć to wcale bezpieczeństwa oznaczać nie musi i nie wiem, co wzięło mnie na sprzeczne myśli do tych, którymi karmię się nie od święta, ale czuję, jakby cały świat mnie oszukiwał, a najgorsze jest to, że tak naprawdę to ja oszukuję i nie szanuję tego, co może zaofiarować mi ktokolwiek, z sobą samą włącznie i zastanawiam się, kiedy to sprawi, że zwariuję i nie będę mogła wypowiedzieć ani jednego słowa, bo będzie przepełnione kłamstwem, hipokryzją albo niechęcią i nieufnością chociażby. potrzebuję zatrzymać się na chwilę i jeszcze nigdy nie uszczęśliwiał mnie tak fakt, że zupełnie i nigdzie się nie ruszam, albo ciut niezupełnie, bo jesteś moją zupełnością i w zupełności mi wystarcza, że jesteś, i może to wydawać się naiwne, i pewnie takie jest, ale czasem czuję się całkowicie wystarczająca, co pomaga mi w gorszym czasie, kiedy krzyw
skoro uważasz, że mnie złamiesz- jesteś w błędzie, ale to oznacza chyba tylko tyle, że potrzeba bliskości nie jest spowodowana lękiem, ale samym zapotrzebowaniem na drugą osobę, a znaczenie ma wyłącznie to, jak się z tym czuję i wcale nie mam problemu z kolejnym "znikam na trochę, chyba coś nie halo", teraz zaczyna mnie to kopać w brzuch od środka, wywołując krwawienia zewnętrzne
jeśli cokolwiek w życiu ma charakter stały, to tylko miłość kobiety mojego życia do głupoty, którą sobą reprezentuję, ale w miłym usposobieniu, żeby nie musiała się wstydzić, kiedy jedzie kupić mi jedzenie, bo absolutnie każda rzecz, jaką robi, ma podtekst z moim imieniem i trudno mi ocenić, czy jest to spowodowane tym, że pochodzę od niej w sensie dosłownym, czy tak mnie polubiła, że nie wyobraża sobie beze mnie świata
miłość w systemie dolby surround nabiera precyzyjniejszych kształtów na rzecz późnowieczornych momentów skupienia i niepodzielności uwagi, bo przecież nie jest się w stanie ogarnąć wzrokiem i mózgiem wszystkiego innego, kiedy wszystko , czego potrzebujesz, masz na wyciągnięcie rękawa. jeszcze nie wiem, co z czym koniecznie się je, bo od paru dobrych nocy odnajduję się na nowo- spoglądanie na siebie oczami innego człowieka nabiera zupełnie nowego znaczenia, kiedy ma miejsce coś w rodzaju wzajemności momentu, który mógłby trwać wiecznie albo chociaż dłuższą chwilę. jesteś moją sprawą, tylko i wyłącznie
Oj Marysiu, moja najdroższa, trochę mi przykro, że nie robisz już z siebie rosołu i nie podajesz mi go pod sam nos leniwie i jakby ciut niezgrabnie, bo teraz kiedy będę Cię odpalać, paradoksalnie poczuję większy spokój, co nigdy nie zmieni faktu, że kobietą pistoletem nie można przestać być ot tak, nie rozczarowałaś mnie wcale, bo to nijak miałoby się do mojej ideologii, ale ja chyba wolałam Cię jako zbuntowaną czternastolatkę mentalnością sięgającą wyłącznie polizania i sławienia tego, że jesteś polish
niestałość przepływa przez każdą z moich żył i płynie w zgodzie razem z krwią, której zabiera miejsce i skazuje mnie na momentalne tracenie poczucia rzeczywistości, co wzmaga jedynie pokłady czułości, które mogę tylko przespać, bo podstawową wskazówką do równowagi jest robienie wyłącznie tego, co nie ma etykietki botakmisięwidzi i pewność, której mi brakuje- zupełnie jak rozumu

zadzwonię do taty

kiedy docierasz do momentu, w którym już wiesz, że ze wszystkich rzeczy wiecznych wdzięczność za ludzi dzielących z tobą tą samą krew trwa najdłużej, to pozwala ci to odetchnąć z ulgą i pozwolić dopuścić do siebie fakt, że stałym elementem niekończącej się miłości są ci, których potrzebujesz najbardziej, i za których dałbyś się zabić. wszystkie moje problemy są błahe. kocham ludzi, dzięki którym i w których płynie krew podobnej miarodajności życiowej. wyłącznie i z całej siły. i chyba zadzwonię do taty, tylko poczekam aż ulotni się ze mnie cała złość na ludzką krzywdę. zadzwonię do taty