Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2015

z jaką ulgą oswaja mnie fakt, że daleko mi jeszcze do poważnego człowieka alias człowieka dorosłego

nieswojo jest mi pisać o sentymentach, jakie się we mnie obudziły, bo są natury czysto egoistycznej, ale jeżeli w taki właśnie sposób wygląda ten pożądany spokój i zgoda na absolutnie każdą rzecz, jaka mnie w życiu spotka, to chcę zacisnąć na tym dłonie zupełnie tak, jakbym szła nocą przez las z człowiekiem, który sprawia, że mimo niekomfortowych warunków czuję się najbezpieczniejszą istotą we wszechświecie, kiedy kurczowo tulę swoją dłoń do nieswojej, ale jakby bardziej mojej niż obcej
po upływie pewnego czasu wszelkie minione zdarzenia nabierają ciut milszego charakteru i nigdy nie pomyślałabym, że wystarczą dwa dni po mojemu, żeby przywrócić zachwianą harmonię i poczucie równowagi, żebym mogła stać prosto z piersią do przodu łapię oddech i czuję, jakby nic w moim ciele nie zalegało, bo ulatuje wraz z chłodnym dymem, kiedy na dworze temperatura spada poniżej jednej kreski na termometrze i mimo mojej niechęci do niskich temperatur, zimo - przyjdź, bo zbawienne skutki może mieć dwadzieścia minut spędzone na niby mrozie, który skutecznie oczyszcza umysł ze zbędnego kurzu, nie robiąc przy tym nadmiernego bałaganu
każde wyjście na zewnątrz przyprawia mnie o złamane serce, bo paznokcie już dawno wołają o pomstę do nieba przez ostatni brak wytrzymałości i tym samym pozbawiłam ich swojej wielkości, i teraz znów są szarobure, żeby nie powiedzieć zupełnie nijakie, niczym nieróżniące się od kiedysiejszych, kiedy jadłam je między posiłkami i było im cholernie smutno, że wszystko wokół ładne i wpasowujące się w miły klimat, tylko nie one. i naszła mnie pewna myśl, która nie pozwala mi zająć się niczym pożytecznym, bo ciągle siedzi z tyłu mojej głowy i czuję, jakby robaki zjadały ją od środka w nadziei, że gdzieś głębiej będą leżeć przyczyny braku jakiejkolwiek erudycji na temat nawet najmniej ważny. zastanawiam się od dobrych paru godzin, czy człowiek jest w stanie odróżnić swoje rzeczywiste uczucia od tych wyimaginowanych, zupełnie niemających się ku realności, bo przecież stwarzanie pozoru czemukolwiek może sprawić, że zupełnie zagubisz się w sobie i trudno będzie ci odnaleźć drogę powrotną, co jest a
okruszki z biszkopta zatopiły się w klawiaturze, a pomiędzy literkami "w" "y" "z" "d" "r" "o" "w" "i" "e" "j", a "m"a"m"t"o"w"d"u"p"i"e" jakby było im najbezpieczniej, tylko ciut niewygodnie, bo przecież kłóci się to z najbardziej odwiecznymi i przyjętymi prawdami, że przecież hej, życie jest fajne, miło jest żyć, mniej miło jest nie żyć i nie jestem przeciw, wręcz odwrotnie! chwalcie niebiosa i wszystkich ludzi, którzy nie wątpią przynajmniej raz w ciągu godziny albo godzinę każdego dnia - jesteście najwspanialsi i chciałabym was poznać tak bardzo, jak chcę poznać moje motywacje, żeby nie walić głową w mur w momencie, w którym wszystkie prawdy wydają mi się zwyczajną stratą czasu i części mózgu poprzez wiarę w takie brednie, którymi karmi się cały świat i jeszcze nie boli go brzuch, bo jest tak cholernie zachłanny i do bólu koś
jestem absolutną zwolenniczką wyrzucania na śmietnik wszelkich nie-potrzebnych przedmiotów, których widok mógłby mi uwierać bardziej, niż bym sobie założyła, co sprawiłoby tym samym, że czułabym się nieswojo we własnej skórze tylko i wyłącznie ze względu na to, że coś leży nie tam, gdzie powinno, czyli w zasięgu mojego wzroku i choć wszelkie maniakalno depresyjne odruchy już dawno wyszły z mody, to ja stałam się nieugięta i jedyne, co mi pozostało, to manikalne majaczenie o nieustającym parciu na stany depresyjne, którymi można się okrywać, kiedy zabraknie ubrań w szafie, co jest tak częstym zjawiskiem, że zapomina się o tym, jak wygląda zwyczajny sweter i nie ma się pewności, czy ulubione spodnie będą za duże czy za małe po wciągnięciu ich na tyłek, bo tak dawno nie było się statecznym człowiekiem
już nic mi nie pozostało w nocy jak tylko ciepły sen, mozolnie wkradający się do mojej głowy pod postacią wszelakich niedorzecznych zdarzeń, które nie mają prawa stać się w rzeczywistości, to i znalazły ujście w inny sposób, przez który mam poranione wszystkie myśli i wewnętrzną stronę lewego uda od dzisiejszego poranka, który chciał otulić mnie swoim chłodem, pozostawiając tym samym mimowolnie skazę na części moich spodenek niedbale wychylających się spod pluszu koca, który towarzyszył mi w spotkaniu sam na sam z jeszcze nie zimowym, ale już nie jesiennym wyrazem nieba. i to jest niewyobrażalne, jak wczesnogrudniowe spojrzenie w siebie może być piękne i pozbawione jakiegokolwiek drugiego dna, którym wciąż się obezwładniamy i dopiero dźwięk gotującej się wody przypomniał mi o miejscu, w którym się znajduję i które nijak ma się do moich zapotrzebowań fizycznych i emocjonalnych, i poczułam się tak cholernie sama, że tylko kanapka z twarożkiem na lepszy dzień mogła ukoić moje lęki i bóle
ja myślę, że tu chodzi o coś więcej, że jest jakaś głębia w dzieleniu się jakąkolwiek cząstką swojego życia na portalach społecznościowych, które rzekomo mają nas określać w skali od jeden do dziesięć w kategorii "na jakiej stopie towarzyskiej jesteś i jak bardzo podoba się ludziom twoja powierzchowność" i wcale nie mówię, że to jest złe, bo przecież sama zaprzedaję swoje myśli w ten czy inny sposób i krytykując zachowania moich znajomych z fejsbuka, stałabym się hipokrytką, ale sama nie mam pewności, czy w jakimkolwiek kontekście to, co robię, jest na miejscu i czy robię to dobrze. ekshibicjonizm nigdy nie wyjdzie z mody i jestem tym absolutnie zachwycona, bo to takie ładne słowo, że wstydem byłoby go nieużywanie, ale też nie w smak mi z jego nadużywaniem i wiem, że poczucie estetyki dwojga różnych osób może różnić się od siebie diametralnie i chyba nigdy nie przestanie mnie to fascynować, bo przecież wszyscy jesteśmy dziećmi jednego losu, ale widocznie los niejedno ma imię,
ostatnio pisanie nawet największych bzdur sprawia mi tyle histerycznego bólu, że jestem zdolna do poświęcania mnóstwa czasu na doszukanie się jego źródła i za każdym razem, kiedy wreszcie docieram do punktu wyjścia, usiłuję sobie wytłumaczyć, że to tylko siedzi we mnie, że cała się z tego składam, bo sobie na to pozwalam. chwilę po tym śmieję się z własnej głupoty z zamiarem wykluczenia wszelkich niedorzecznych wniosków tego pokroju- chwilę jest dobrze; chwilę potem znów chcę się zaszyć pod bezpiecznym ciepłem kołdry
dla mnie w ostatecznym rozrachunku pozostaje nadczłowiekiem w kwestii uczuć, odczuć, czynów i wszelakich emocji. dzisiejszy wieczór poświęcam kobiecie mojego życia, przez którą na pewno mogłabym umrzeć z miłości, i to bez większego sprzeciwu- Mamo, jesteś absolutnie najlepszym wcieleniem namacalnego dobra
zauważyłam ostatnio, że im bardziej czegoś nie chcę, tym mocniej się mnie to czepia i za cholerę nie chce puścić, trzymając się przy tym tak uparcie, że czasem aż tracę oddech i w dalszym ciągu zagadką pozostaje dla mnie to, gdzie leżą granice upodlenia emocjonalnego, bo coraz częściej łapię się na tym, że nie chce mi się mówić, słuchać też przestaje mi się chcieć i choć wciąż nie potrafię określić, czy mogę się zaliczyć do kategorii cwaniaków (chyba zawsze miałam z tym jakiś absurdalny problem), to i tak czuję posmak niedzielnego wina na myśl perspektywy nastąpienia jutra- o, jak mi niedobrze